
Warto zwrócić uwagę, że poprzez takie zabiegi, jak filmowanie w ograniczonych, zamkniętych przestrzeniach i brak widoku drugiej ze stron przesłuchania, czyli policjantów, odnosimy wrażenie, że grupa znajduje się w izolacji. To z kolei silnie koncentruje naszą uwagę na przeżyciach i emocjach jej członków. Śledząc ich wypowiedzi (niejednokrotnie sprzeczne ze sobą) na temat Witka i relacji z nim, budujemy sobie w głowach pewien obraz tego człowieka – niejednoznaczny, kontrowersyjny. Bohater ten jawi się nam jednocześnie jako manipulant, hochsztapler, amant i uwodziciel, wizjoner, przywódca, mesjasz, idealista, romantyk. Wiele twarzy jednego i tego samego człowieka, prawda?
Wraz z rozwojem akcji zaobserwować możemy nakładanie się jakby dwóch płaszczyzn moralności. Pierwsza z nich dotyczy relacji między siostrami i zdrady – Marta nawiązuje romans z chłopakiem Karoliny i oboje ją przez długi czas oszukują – aż do momentu, gdy prawda wychodzi na jaw. Ten wątek zostaje jednakże przyćmiony przez temat syryjskich uchodźców. Nieoczekiwanie wszyscy obecni zapominają o konflikcie między siostrami (również sama Karolina. Z trudem, ale jednak) i zajmują konkretne stanowisko w tej sprawie, płynnie przechodząc na drugą z płaszczyzn. Próbują określić samych siebie i swoje miejsce w świecie wypełnionym cierpieniem i trudnymi do rozwiązania dylematami moralnymi. Kim jestem? Jaki jest mój stosunek do tragedii, jakie mają miejsce w dzisiejszym świecie? Nie są to łatwe pytania. Obserwując grupę bohaterów, otrzymujemy cały przekrój postaw wobec jakże aktualnego i palącego problemu uchodźców z terenów objętych wojną. Przy czym warto zauważyć, że żadna z postaci pojawiających się w filmie nie jest czarno-biała. Tak samo niejednoznaczne są ich postawy i motywacje.
Tym samym dochodzimy do momentu kulminacyjnego. Nie chcąc zdradzać zbyt dużo z samej fabuły, wspomnę tylko o mojej ogólnej refleksji na ten temat. To właśnie ta scena pokazała jak bardzo współcześni, młodzi ludzie czują się zagubieni. Bombardowani ze wszystkich stron najróżniejszymi ideami, pochodzącymi zarówno z rodzimej kultury, jak i z obcych rejonów, mają problem ze zbudowaniem spójnego wizerunku samych siebie. Globalizacja, coraz bardziej rozwijająca się technologia, media, również kultura popularna – jak zresztą wszystko na świecie, rzeczy te mają swoje wady i zalety. Tym pierwszym jest na pewno doprowadzenie u wielu ludzi do pewnej dezorientacji, do zagubienia poczucia lokalności. Nie żyjemy „tu i teraz”, gdyż za sprawą umieszczanych w telewizji lub Internecie zdjęć i wiadomości wykształca się w nas wrażenie łączności z wydarzeniami mającymi miejsce gdzieś daleko, w innej części globu, na przykład w Syrii. Taka trochę mentalna podróż w czasie i przestrzeni, utrudniająca nam wyczucie granicy między rzeczywistością a fikcją. Człowiek nie może jednak pozostać całkowicie bez stabilnej tożsamości. Nieustannie dąży do niej, tkając ją z docierających do niego informacji i fragmentów systemów wartości, a ponieważ w dzisiejszym, zglobalizowanym świecie krążą one w ogromnych ilościach i w bardzo zróżnicowanych formach, tak właśnie powstają takie tożsamościowe hybrydy. Jeśli dobrze się wsłuchacie w słowa wypowiadane przez jedną z postaci w scenie kulminacyjnej filmu, będziecie wiedzieć co mam na myśli. Zrozumiecie dlaczego pewne decyzje są często podejmowane przez te osoby, po których akurat najmniej byśmy się tego spodziewali.
Zamieszczone zdjęcia pochodzą ze strony scenarzystki Magdaleny Wleklik (http://www.wleklik.com/) i zostały użyte za jej zgodą.