

Na szczególną uwagę zasługują kreacje aktorskie Keiry Knightley, Jacoba Latimore’a i Helen Mirren. Miłość w wykonaniu tej pierwszej może mieć wiele twarzy. Potrafi być rozedrgana, płaczliwa, egzaltowana i rozhisteryzowana (jak w pierwszej jej scenie spotkania z Howardem), ale też stanowcza, bezkompromisowa, romantyczna, seksowna… Nie dba o pieniądze i jako jedyna z całej trójki Bytów ma obiekcje moralne w kwestii zadania, do jakiego ich zatrudniono. Potrafi jednak dobić targu, ostatecznie zgadzając się dokończyć misję, w zamian za obietnicę Whita, że ten postara się pogodzić się z córką.
Czas to mały, zwinny, arogancki cwaniaczek, wychowany przez bezdomnych, interesowny ulicznik. Wyjątkowo natrętny jeśli chodzi o zapłatę za zadanie, swoim zachowaniem przywodzi na myśl powiedzenie „czas to pieniądz”. W swoich rozmowach z Claire wielokrotnie podejmuje temat czasu jako tworu ludzkiego. Jest to wątek ostatnio często pojawiający się nie tylko w nauce, ale i kulturze, chociażby w niedawnym filmie „Nowy Początek”, gdzie zaprezentowano teorię Sapira-Whorfa. Czas w postaci linearnej jest bowiem wynalazkiem człowieka, zwłaszcza z Zachodu. To my wymyśliliśmy, że biegnie on nieprzerwanie od punktu A do B, że ma swój początek i koniec. Tymczasem, jeśli spojrzymy na wyniki badań etnograficznych, zorientujemy się, że w wielu różnych kulturach świata wygląda to zupełnie inaczej. W jednym z plemion (którego nazwy i lokalizacji już nie pomnę, bo tekst o nich czytałam na studiach ładnych parę lat temu ;]. Ale sam przykład mocno zapadł mi w pamięć 😉 ) uważa się, że czas NIE istnieje, gdy tubylcy odpoczywają i rusza dopiero wtedy, gdy pracują. W naszej europejskiej cywilizacji z własnej winy wpadamy w dosyć kuriozalną sytuację: obwiniamy o swoje niepowodzenia coś, co sami wykreowaliśmy (chodzi o wieczny pośpiech i przekonanie, że nie starczy nam na coś czasu), podczas gdy zamiast narzekać powinniśmy przyjąć na siebie odpowiedzialność i sami przeorganizować swoje życie. To właśnie Raffi próbuje dać do zrozumienia Claire – jej wiek wcale nie oznacza, że już za późno dla niej na macierzyństwo. Tak naprawdę bohaterka ma do swojej dyspozycji „cały czas tego świata„. To od niej zależy jaki zrobi z niego użytek.
Prawdziwym majstersztykiem jest natomiast rola Helen Mirren, czyli Śmierci. Tej bohaterce wyraźnie podoba się zadanie, które jej powierzono, czuje, że dzięki temu może wreszcie rozwinąć swoje aktorskie skrzydła. Chełpi się wręcz, że swoim talentem przyćmi zarówno Czas, jak i Miłość, że jest w stanie zagrać wszystkie trzy role. To ona, jako Śmierć, schodzi ze sceny ostatnia, o czym przypomina nam jeden z momentów w filmie: schorowany Simon wychodzi z łazienki teatru i widząc Brigitte, stwierdza ze zdziwieniem, że myślał, że już wszyscy wyszli. Na to ona: „Tak, ale ja zamykam”. Takich smaczków jest w filmie wiele, ale zrozumiałe stają się bardzo często dopiero na końcu. Śmierć jest jednak także współczująca i pełna empatii. To ona pomaga Simonowi i jeszcze innej postaci zaprowadzić spokój duszy.
„Ukryte piękno” na jednym z profili Facebooka wymieniłam jako film, którego zakończenie było dla mnie nieprzewidywalne. Jest to prawdziwe zwłaszcza w kontekście pytania o tożsamość Amy, Brigitte i Raffi’ego. Czy rzeczywiście są oni ludźmi z krwi i kości, których wyjątkowy talent i współpraca z innymi bohaterami przesądziły o sukcesie misji? Czy też może są to autentyczne manifestacje Czasu, Miłości i Śmierci? Za pierwszym rozwiązaniem przemawia wiele sprytnie nakręconych scen, dzięki którym wciąż zakładamy, że mamy do czynienia z prawdziwymi aktorami. Choć Howard stopniowo zaczyna wierzyć, że naprawdę spotkał Byty, do których wysłał listy, my jesteśmy przekonani, że orientujemy się w sytuacji i że pozostaje nam rola biernych obserwatorów poczynań głównego bohatera. Zapytam raz jeszcze: tylko kto tu w rzeczywistości jest wkręcany? Czy przypadkiem nie my sami?