
Po raz kolejny Netflix udowodnił mi, jak dobrych reżyserów i scenarzystów zatrudnia. I jak trafnie dobierają młodych, dotychczas nieznanych aktorów. Nie jest bowiem rzeczą łatwą z tak prostej historii stworzyć serial, który wciąga i wymusza na widzu sięganie po kolejne odcinki (ja całość obejrzałam chyba w 2 dni). Oto bowiem licealistka, Hannah Baker, popełnia samobójstwo, a przed nami stawiane jest pytanie: „dlaczego?”. Aby na nie odpowiedzieć, razem z głównym bohaterem, Clayem, musimy przesłuchać 7 kaset, które zmarła dziewczyna pozostawiła. Nagrała na nie opowieść o swoim życiu, podczas której wymienia 13 powodów, dla których się zabiła. Każdy z nich jest osobą, a my pod koniec danego odcinka chcemy wiedzieć: kto? Kto będzie następny?
Oczywiście po pewnym czasie tożsamość kolejnych bohaterów taśm Hanny przestaje być taka zaskakująca i coraz łatwiej przychodzi nam jej odgadywanie. Wszystko przez zabieg producentów, polegający na tym, że potencjalni oprawcy i winowajcy wyraźnie wyodrębniają się z tłumu uczniów liceum Liberty, poprzez cykliczne pojawianie się i wypowiadanie różnych kwestii dając nam do zrozumienia, że to oni mogą być następni. Jedynymi takimi „zmyłkami” są w zasadzie tylko Jeff, Skye oraz Tony (a także chłopak, który w pewnej scenie pobił się z Alexem, tyle że nie pamiętam jego imienia…). Ten pierwszy pełni w jednym z odcinków dodatkową, ważną rolę, mroczna, wytatuowana i wykolczykowana uczennica to swego rodzaju sugestia przeciwwagi dla Hanny, natomiast Tony… Bohater ten to swego rodzaju tajemnica, która ostatecznie trochę okazała się rozczarowaniem. Kręci się w pobliżu Claya, mówi zagadkami (najczęściej do znudzenia sugerując przesłuchanie kaset do końca), nie jesteśmy pewni, czy rzeczywiście ma tak czyste intencje, jak zapewnia… Rozwiązanie wątku tej postaci okazuje się jednakże dosyć banalne. Także oznakowanie takich postaci jak Zach, Sheri i w końcu sam Clay jako „powodów”, dla których Hannah popełniła samobójstwo, wydaje się nieco na wyrost. Być może to kwestia nazewnictwa i lepiej byłoby powiedzieć o nich jako o uczestnikach takich zdarzeń-kropelek, które dołożyły się do przepełnienia czary goryczy Hanny.
Pomimo niedociągnięć (można się trochę czepiać, że jak na jedną osobę, to Hannie przydarza się całkiem sporo nieszczęść), „13 powodów” jest bardzo dobrym studium przypadku nastoletniego samobójcy (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi) i jego szkolnego środowiska. Depresja wśród dzieci i młodzieży to, niestety, rosnący problem. Także prześladowania dzieci przez rówieśników jest zjawiskiem powszechnym, w zasadzie niezależnym od kraju i kultury. Człowiek ma bowiem wrodzoną skłonność do przyjmowania i narzucania innym członkom grupy określonych ról. I niestety, zawsze w takiej grupie ktoś musi zostać kozłem ofiarnym, czy tego chce, czy nie. W serialu ta rola przypadła akurat Hannie.
Zaczyna się od drobnych złośliwości i zaczepiania. Od dawania danej osobie do zrozumienia, że jest inna, gorsza, nie nasza. Niby nic, niby „tylko żarty”, ale jakoś mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że naprawdę potrafią one zatruć czyjeś życie. I że osoba wrażliwa, potrzebująca akceptacji i poczucia przynależności do grupy na zasadach koleżeństwa, nie jest w stanie po prostu „wyluzować” i się zdystansować. Rani ją bycie „niewidzialną” dla innych lub status kozła ofiarnego, przedmiotu niekończących się żartów, nie zawsze zresztą robionych ze smakiem. Wiek nastoletni to w zasadzie walka o przetrwanie: albo jesteś tym lepszym, albo tym gorszym, czyli według amerykańskiej nomenklatury – kimś popularnym lub niepopularnym. Nie ma niczego pośrodku.
Na przypadek Hanny złożyło się nie tylko poczucie wyobcowania i odtrącenia przez potencjalnych przyjaciół, ale też seksualne uprzedmiotowienie dziewczyny. Pozornie błahy i szczeniacki wybryk Alexa, który, chcąc się zemścić na Jessice, sporządził listę „naj” (Hannę określono jako posiadaczkę „najlepszej dupy”, a Jessicę wręcz przeciwnie), sprowokował takie zachowania, przez które dziewczyna poczuła się zaszczuta. Bezpodstawnie przypięto jej łatkę „łatwej”, a następnie molestowano, robiono zdjęcia z ukrycia, aż w końcu zgwałcono. Nie znajdując zrozumienia nawet u szkolnego pedagoga, nie widząc możliwości porozumienia się z zaaferowanymi pracą rodzicami, Hanna ostatecznie popełnia samobójstwo. Winni są nie tylko bezpośredni oprawcy, czyli gwałciciel, stalker oraz osoby molestujące, ale także ci, którzy popełnili grzech obojętności i zaniechania. Nie wskazali bohaterce, że istnieje inna droga, nie wsparli jej.
Tak jak wspomniałam, wiek nastoletni to walka o przetrwanie. Tu skrupułów nie ma. Jessica, Alex i Courtney dają temu mocny dowód. Dwaj pierwsi, jako nowi uczniowie w szkole, wpierw przyjaźnią się z Hanną, ale potem ją odtrącają i zaczynają się kolegować z „popularną” grupą chłopców. Podobnie Courtney jest wyrachowana i bezwzględna, gdy chodzi o ochronę własnego wizerunku uprzejmej, porządnej i sympatycznej aktywistki szkolnej. Warto jednak wspomnieć, że bohaterowie serialu nie są czarno-biali. Zło, które czynią, nie wynika z czystego skurwysyństwa (no, może z wyjątkiem Bryce’a…). Oprawcy i winowajcy, których Hannah wskazała na swoich kasetach, w większości przypadków sami są ofiarami: swoich lęków, ambicji, pragnień, urażonej dumy. Trudno tak nie pomyśleć o Jessice, która sama została zgwałcona. Zachowanie Courtney, choć nie wywołuje fali ciepłych uczuć względem bohaterki, możemy wytłumaczyć panicznym strachem przed zburzeniem tak pieczołowicie budowanej fasady. Dla niej jedno kompromitujące zdjęcie może zniszczyć wszystko, co dla niej ważne. Tyler, któremu przypięto w szkole łatkę dziwaka, stalkuje Hannę i fotografuje ją z ukrycia, tłumacząc to uczuciami do dziewczyny, z którą nigdy nie będzie miał szans być. Robione jej zdjęcia to dla niego namiastka kontaktu z osobą, w której się zakochał, ale do której nie śmie podejść. W pewnym stopniu możemy też sympatyzować z Justinem – choć udaje człowieka ogromnie pewnego siebie, jest tak naprawdę słaby i zagubiony. Wywodząc się z patologicznej i ubogiej rodziny, znalazł swoje psychiczne oparcie w Bryce’ie. Tak się od niego chorobliwie uzależnił, że nie tylko w chwilach kryzysu uciekał od matki do kolegi i przesiadywał w jego domu, ale też nie potrafił odpowiednio zareagować, gdy tamten gwałcił jego własną dziewczynę. Justin jest rozdarty między wdzięcznością i zobowiązaniami wobec Bryce’a (jego rodzina dbała o Justina, gdy ten nie miał co jeść lub co na siebie włożyć) a miłością do Jessici i poczuciem winy, że nie zrobił wszystkiego, by ją ochronić. Co oczywiście nie usprawiedliwia błędów, jakie popełnił i krzywd, jakie wyrządził np. Hannie. Taki zabieg jednak bardziej uwiarygadnia postać, sprawia, że jest wielowymiarowa.
„13 powodów” jest o tyle dobrym serialem, że sama Hannah również posiada wady i słabości – ma tendencje do dramatyzowania (co w trakcie serialu zostaje stwierdzone przez co najmniej dwóch innych bohaterów), bywa nieuważna i przewrażliwiona. Nie jest nieomylna, jej punkt widzenia nie jest jedynym słusznym, co wskazane zostało chociażby w wątku Zacha – bohaterka była pewna, że chłopak wyrzucił napisany przez nią list, tymczasem ten pokazuje Clayowi, że wciąż go ma. To, co Hannah opisuje na kasetach, to jest jej prawda, jak w jednej ze scen podkreślił to Tony. Świat w serialu jest zatem przedstawiony jako silnie zrelatywizowany, choć oczywiście poznajemy przede wszystkim punkt widzenia głównej bohaterki. Z tego powodu, podobnie jak ona sama, patrzymy na Hannę jak na ofiarę, osobę stojącą niżej w szkolnej „hierarchii”. Potem jednak słyszymy wypowiedzi Tylera i coraz lepiej poznajemy kręcącą się w tle Skye. Okazuje się, że oni również czują się niewidzialni, niezauważani, gorsi, a Hannah jest dla nich z kolei „tą lepszą”. Smutny wniosek jest z tego taki, że „13 powodów” pokazuje nam taką wizję zrelatywizowanego świata, w której każdy zamyka się w obrębie własnego „ja”, a między ludźmi empatia i komunikacja nie istnieją lub są bardzo szczątkowe. Nie ma jej ani między uczniami, ani między rodzicami i dziećmi (było dla mnie dosyć szokujące, że w tym serialu dorośli nawet się niezbyt orientowali w tym, kto jest przyjacielem lub chłopakiem/dziewczyną ich dziecka), ani między uczniami, nauczycielami i pedagogami. Każdy dba o swój własny interes i przetrwanie, co chyba najboleśniej zostało uwypuklone w wypowiedzi dyrektora serialowego liceum, który odniósł się do procesu, wytoczonego placówce przez rodziców Hanny: „Nie możemy przegrać tej sprawy tylko dlatego, że jakąś dziewczynę z drugiej klasy uraziły słowa wypisane na ścianie łazienki” (we właściwym cytacie powinny się znaleźć wulgaryzmy, ale nie zamierzam ich przytaczać 😉 ). Taki brak wrażliwości ze strony postaci wiele mówi. Zwłaszcza to, że nazwa szkoły w serialu (Liberty) to chyba zamierzona, gorzka ironia twórców.