Folklor, folklor, ach to Ty! czyli o „Szeptusze” Katarzyny Bereniki Miszczuk

Dawno nie było o żadnej książce, toteż teraz będzie 😉 Żeby nie było, że tylko o kinematografii piszę 😉 Sięgnęłam ostatnio po „Szeptuchę” Katarzyny Bereniki Miszczuk, książkę, którą jakoś wypatrzyłam w Empiku (wchodzenie do niego lub do jakiejkolwiek innej księgarni jest generalnie w moim przypadku ryzykowne, bo grozi drastycznym uszczupleniem portfela). A że mamy lato, słoneczko (taaaa…), ciepło (taaaaaaaaaa…..), sianokosy (mieszkam w mieście, ale ciiiiicho ;)), Noc Świętojańską i tym podobne, a ja ze względu na etnograficzne wykształcenie i podlaskie pochodzenie części mojej rodziny lubię takie klimaty, to stwierdziłam, że biorę, a co!

świętowit
Świętowit z Ostrowca Świętokrzyskiego, autor zdjęcia: Kamil Gołdowski, źródło: https://www.slawoslaw.pl

W baaaardzo dużym skrócie „Szeptucha” to powieść o alternatywnej historii Polski. Mamy XXI wiek, ale wciąż panuje ta sama dynastia, czyli Piastowie (tak, tak, nasz kraj to w książce monarchia), a chrześcijaństwo nie jest obecne w polskiej kulturze, ponieważ Mieszko I nigdy nie przyjął chrztu. Cała Polska ma generalnie pozytywnego świra na punkcie rodzimego folkloru i pogańskiej tradycji, a szeptuchy to ważne ogniwo polskiej służby zdrowia. Z tego wszystkiego wyłamuje się główna bohaterka – Gosława Brzózka, zwana Gosią, świeżo upieczona absolwentka medycyny, która skierowana została na absolutnie obowiązkowe praktyki u szeptuchy. Sęk w tym, że dziewczynie się to mocno nie podoba. Jest twardo stąpającą po ziemi realistką, pedantką i hipochondryczką. I przy okazji też trochę pierdołą. Nie znosi przyrody, a zwłaszcza kleszczy, których się wręcz panicznie boi. Wierzy tylko w postęp i „prawdziwą” medycynę, z pogardą myśląc o wszelkich zabobonach i istotach nadprzyrodzonych. Rozpoczęcie praktyk u szeptuchy okaże się jednak przełomowym momentem w życiu bohaterki. Chodzi nie tylko o zmuszenie jej do walki z własnymi lękami i uprzedzeniami poprzez wrzucenie jej w sam środek lasu, ale również o ogólne sprowokowanie dziewczyny do weryfikacji poglądów na temat świata otaczającego. Nie dość, że objawia się przed nią Mieszko I we własnej osobie (tak, tak, wciąż żyje, nie jest duchem, ani chodzącym trupem. Po prostu opił się kiedyś naparu z kwiatu paproci, który zapewnił mu nieśmiertelność), to jeszcze pogańscy bogowie zaczynają mieć do Gosi pewną sprawę. W końcu nasza bohaterka jest osobą wyjątkową – tak zwaną widzącą, która jako jedyna może znaleźć legendarny kwiat paproci!

fot_G_Karnas_Swietowit_ze_Zbrucza_2.jpg
Słynny Świętowit ze Zbrucza

Generalnie mam z oceną tej książki mały problem. Zacznę może od poruszenia ogólnej kwestii słowiańskiego folkloru i wierzeń naszych przodków. Nie sposób nie zauważyć, że ich popularność ostatnimi czasy stale rośnie. Od kiedy właściwie? Ciężko dokładnie określić. Być może jakąś czułą strunę u naszych rodaków poruszyli rodzimi rekonstruktorzy, na publicznych imprezach historycznych paradujący w strojach średniowiecznych Słowian i Wikingów, a także na oczach turystów uprawiający tradycyjne rzemiosło i okładający się mieczami? A może to kolejne odsłony gry „Wiedźmin” tak ukierunkowały zainteresowanie i uwagę Polaków? Tak czy inaczej, łowickie wycinanki i inne charakterystyczne motywy z wielu regionów Polski trafiły do drogich sklepów na kołdry, poduszki, ubrania, kubki, pokrowce na laptopy, a polska fantastyka zapełniła się najrozmaitszymi istotami ze słowiańskiej mitologii i demonologii. O ile kiedyś rekordy popularności bili Wikingowie i ich kultura, tak teraz powiedziałabym, że Słowianie i najeźdźcy z Północy są na równi. W te trendy wpisuje się również „Szeptucha” Katarzyny Bereniki Miszczuk, albowiem niejednokrotnie podczas lektury miałam wrażenie, że czytam… swego rodzaju fanfic* do słowiańskiej mitologii. I do polskiej historii średniowiecznej też. Taki napisany przez osobę trochę egzaltowaną i posiadającą mało życiowego doświadczenia (bo fanfic jako taki nie musi być przecież złej jakości. To po prostu inna forma literatury). Serio, ono się odbija w czyjejś twórczości. Dlatego najlepiej pisać książki i scenariusze filmowe w wieku dorosłym. Tym bardziej dziwi wiek autorki, a także informacja, że do napisania „Szeptuchy” przygotowywała się  podobno około 4-6 lat. Ten czas wydaje się zmarnowany, gdy już przeczytamy książkę.

*Nieznającym terminu polecam zapoznać się z hasłem „Fan fiction” na Wikipedii

szeptucha1
W tej powieści naprawdę zdarzają się niezłe humorystycznie sceny.

Zacznijmy może od samej Gosi. Katarzynie Miszczuk ta postać wyszła… nieźle. Ale tylko nieźle. Uczynienie główną bohaterką dziewczyny, która jest zatwardziałą hipochondryczką i pedantką, a także patrzy na świat poprzez „szkiełko i oko”, wydaje się ciekawym pomysłem. Zwłaszcza, gdy wrzuci się taką postać w świat absolutnie nieprzystający do jej światopoglądu i każe jej radzić sobie ze swoimi lękami oraz uprzedzeniami. Problem jednak w tym, że autorka w niektórych momentach książki przeszarżowała. Gosia czasami rzeczywiście bywa zabawna, ale z drugiej strony zaczyna w końcu irytować, gdy po raz tysięczny marudzi i się zastanawia, czy w trawie pod jej stopami przypadkiem nie czają się kleszcze, a w źródełku zarazki i bakterie. Takie zachowania bohaterki pojawiały się na tyle często, że stwierdziłam, że dziewczyna na serio ma poważną nerwicę i powinno się ją wysłać do psychiatry. Co zaś do jej racjonalnego światopoglądu, przed oczami Gosi przez całą książkę przewinęło się tyle boginek, demonów, bogów i innych płanetników, że spokojnie można by uznać, że w końcu uwierzyła w istnienie świata nadprzyrodzonego. Niestety nie, bohaterka uparcie wszystkiemu zaprzecza i z niepokojem próbuje tłumaczyć to sobie chorobą umysłową (…serio?). Aż chce się nią potrząsnąć za ramiona i wywrzeszczeć jej prosto w twarz: „Uwierz w końcu, do cholery!”. Coś do niej dociera dopiero wtedy, gdy pada ofiarą wąpierza.

Mieszko1
No cóż, chyba wszyscy znamy ten wizerunek Mieszka. W książce wygląda całkowicie inaczej 😉

Gdy zwrócimy uwagę na osobę autorki, zauważymy, że z wykształcenia i zawodu jest ona lekarzem. Podobnie zresztą jak Gosława. Przypadek? Nie sądzę. To z kolei sprawia, że ta druga zaczyna wionąć Mary Sue’izmem, tym bardziej, gdy uwzględnimy jej stosunek do Mieszka. A Mieszko… Mieszko jest mężczyzną idealnym. Tak przynajmniej wykreowała go autorka książki. To niewiarygodnie wysoki, przystojny, dobrze zbudowany blondyn o lodowato błękitnych oczach. Na dodatek romantycznie chmurny i tajemniczy, odważny, troskliwy… Można by wymieniać bez końca. Jego krwiożerczą naturę poznajemy tylko w wizji Gosi i trochę trudno uwierzyć, że Mieszko sprzed wieków i ten, którego oglądamy teraz, to wciąż ta sama osoba. Ani przez chwilę nie czuć, że może chcieć krzywdy głównej bohaterki, mimo że próbuje się to czytelnikowi wmówić. Nawet prośba Mieszka o oddanie kwiatu paproci właśnie jemu nie wydaje się nosić znamion jakiegokolwiek wykorzystywania. Gosia natomiast traci rozum na sam widok przystojnego, byłego władcy – ślini się tak, że można zacząć wątpić w jej inteligencję. Także wątek seksownej bielizny nie wydaje się mieć większego sensu w kontekście fabuły, poza realizacją jakichś ukrytych fantazji autorki. Rozumiecie już o co mi chodziło, gdy pisałam o fanficu do średniowiecznej historii Polski?

Kupała
Noc Kupały, obraz autorstwa rosyjskiego malarza, Andrieja Aleksiejewicza Szyszkina

Strasznie się wyzłośliwiam w tej recenzji, ale tak naprawdę książkę czyta się przyjemnie, a do postaci można się przywiązać, mimo wychodzącej czasem z Gosi głupoty i malkontenctwa. W końcu przede mną jeszcze dwie książki z serii, może bohaterowie się rozwiną? Poważnym zarzutem jest tu natomiast konstrukcja świata. Zadawanie sobie pytania „A co by było, gdyby….?” (w tym przypadku: „… Mieszko I nie przyjął chrztu?”) to w sumie naturalna rzecz. Ja sama uwielbiam rozważania na temat alternatywnej historii. Sęk w tym, że napisanie powieści w oparciu o taką wcale nie jest łatwe. Mistrzowsko poradził sobie z tym zadaniem Dukaj w „Lodzie”, natomiast pani Miszczuk już nie bardzo. Nie uwzględniła faktu, że zmiana pojedynczego wydarzenia w przeszłości może mieć wiele różnych, czasem istotnych konsekwencji w przyszłości. Skoro Polską wciąż rządzi od wieków jedna i ta sama dynastia, a nasz kraj jest zamożny i szczęśliwy, to czemu most w Warszawie nosi imię Poniatowskiego? Skąd ten Poniatowski? Dlaczego ulica w Kielcach została nazwana po Sienkiewiczu, skoro pisarz ten pisał „ku pokrzepieniu serc”, aby pocieszyć polski naród z powodu zaborów i nieudanych powstań (które w książce przecież nigdy nie miały miejsca!)? Nie mówiąc już o „Quo Vadis”, powieści, która w stworzonej przez autorkę, pogańskiej rzeczywistości nie miałaby żadnego znaczenia. Poza tym, czemu w książce cmentarze wyglądają jak te chrześcijańskie, podczas gdy pogańscy Słowianie palili ciała zmarłych na stosie? To są rzeczy drobne, ale niezwykle istotne, jeśli chce się stworzyć wiarygodną rzeczywistość w pisanej przez siebie opowieści. Niestety, ale wykreowany przez panią Miszczuk świat jest zbyt podobny do tego, jaki mamy obecnie. Zupełnie nie czuć, że to pogańska Polska.

99
Weles, Andriej Aleksiejewicz Szyszkin

Za zakończenie recenzji niech posłuży moja uwaga na temat sposobu, w jaki autorka odniosła się w powieści do kwestii chrztu Mieszka I. Niestety, ale tak jak w przypadku wspomnianych przeze mnie wyżej szczegółów, także i tutaj rzekomo 4-letni research pani Miszczuk można o kant d*** potłuc. Wydawać by się mogło, że polegał on przede wszystkim na wyszukiwaniu w Internecie informacji na temat Jarego Święta lub Nocy Kupały, a na temat sytuacji politycznej wczesnośredniowiecznej Europy już nie. Otóż w X wieku odrzucenie chrześcijaństwa wcale nie było taką prostą sprawą. Mieszko był sprytnym i inteligentnym władcą, zdawał sobie sprawę, że jeśli odrzuci chrzest i zostanie przy pogańskich bogach, to po prostu on i jego kraj nie przetrwają. Zostaną wchłonięci przez Święte Cesarstwo Rzymskie. Jeśli Mieszko I chciał stać się władcą liczącym się w ówczesnej Europie, to po prostu musiał formalnie się ochrzcić (nawet jeśli cała reszta jego ludu wciąż oddawała cześć starym bogom). Tak więc szczęśliwa, silna i zamożna, a przy okazji też pogańska Polska w powieści Katarzyny Bereniki Miszczuk to jedna wielka bujda.

Po następne części serii sięgnę. To po prostu miłe czytadło na wakacje i plażę, zawierające poważne błędy merytoryczne, ale wciąż miłe. Mam nadzieję, że w „Nocy Kupały” i „Żercy” bohaterowie rozwiną się na tyle, że polubię ich pomimo wpadek autorki książki.

rusalka
Rusałka, źródło: sarmati.deviantart.com

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s