
W moim przekonaniu polski tytuł filmu Anga Lee, czyli „Ostrożnie, pożądanie!”, nieźle odwzorowałby to, co się dzieje w najnowszym filmie Sofii Coppoli, stanowiącym remake „Oszukanego” z 1971 r. i jednocześnie ekranizację książki „Malowany diabeł” Thomasa P. Cullinana. Napięcie pomiędzy przechadzającymi się na ekranie postaciami rośnie z minuty na minutę i wybucha dopiero pod sam koniec z siłą małej bomby. Powiem szczerze: „Na pokuszenie” nie jest filmem dla każdego, a już na pewno nie dla osób nie przepadających za powolną, niemalże flegmatyczną akcją. Dzieło Coppoli potrafi bowiem nieco znużyć, z tym że… jest to raczej zamierzony efekt. Zamierzony, ponieważ współodczuwamy to samo, co prezentowane nam postacie. Długie (dodam, że wizualnie przepiękne), statyczne ujęcia, a także obserwacja bohaterek przy ich codziennych, dość nudnych obowiązkach, mają bowiem ukazać w jak wielkim marazmie kobiety egzystują do momentu pojawienia się w ich internacie rannego, wrogiego żołnierza, kaprala McBurneya. W połączeniu z otoczeniem, czyli pięknym, choć zaniedbanym ogrodem, a także willą, w której mieści się szkoła pani Farnsworth, życie dziewcząt nazwałabym nawet sielskim i leniwym, gdyby nie fakt, że gdzieś tam na zewnątrz toczy się wojna, o czym nam przypominają odległe echa wystrzałów.
Jeśli „Na pokuszenie” porównamy choćby z „Między słowami” tej samej reżyserki, w obu przypadkach zauważymy pewne zasadnicze punkty wspólne. Życie bohaterek tych filmów jest jałowe i pozbawione celu, to w zasadzie czysta egzystencja, a próby zmiany takiego stanu rzeczy najczęściej kończą się niepowodzeniem, aż do momentu odkrycia silnego katalizatora – spotkania konkretnej osoby. O ile jednak końcowe rozstanie Boba i Charlotte miało słodko-gorzki smak z pewną dozą nadziei na poprawę losu, o tyle pozbycie się kaprala McBurneya (zasugerowane już w zwiastunie, co nie uważam za dobre posunięcie, bo już przed pójściem na seans miało się ogólne wyobrażenie na temat fabuły…) poskutkowało powrotem do stanu sprzed jego pojawienia się, czyli właśnie do beznadziei i marazmu. Najbardziej widać to po granej przez Kirsten Dunst nauczycielce, Edwinie Morrow, wyraźnie nieszczęśliwej w murach internatu. To postać wypadająca bezbarwnie na tle pozostałych bohaterek, ale znowu – takie najprawdopodobniej było założenie. Edwina to kobieta zahukana, ściśle zamknięta w sobie i pozbawiona życia, mimoza wręcz. Przy czym nie wiemy co właściwie sprawia, że postać ta tak się czuje i zachowuje. Nie znamy jej przeszłości, podobnie jak w przypadku pozostałych postaci – wszystko się dzieje tu i teraz. Edwina ze swojej skorupy zaczyna wychodzić dopiero wtedy, gdy kapral McBurney obdarza ją uwagą. Przełom następuje wtedy, gdy (już po feralnym zepchnięciu mężczyzny ze schodów, amputacji nogi i terroryzowaniu przez niego wszystkich mieszkanek internatu) jako jedyna odważa się wejść do jaskini lwa i między tą dwójką dochodzi do zbliżenia. W wyniku tego zdarzenia panna Morrow wyraźnie zaczyna oddychać pełną piersią. Niestety, morderstwo na jej ukochanym na powrót wtrąca kobietę w stan apatii i nieszczęśliwej rezygnacji. Wydawać by się mogło, że jako jedyna obdarzyła McBurneya szczerym (choć tak naprawdę nieodwzajemnionym) uczuciem. No cóż, w końcu to jego zainteresowanie jej osobą, nawet jeśli w rzeczywistości podszyte egoizmem, pomogło Edwinie po raz pierwszy (a może jednak po raz wtóry?) odkryć w sobie prawdziwą kobiecość.
Kolejnymi postaciami, które McBurney uparcie uwodzi, są właścicielka szkoły, panna Martha Farnsworth (dobra rola Nicole Kidman), a także najstarsza z uczennic, Alicia (Elle Fanning). Tej pierwszej, kobiecie sztywnej, odpowiedzialnej i zasadniczej, atencja kaprala pomaga uwolnić się choć na chwilę z wykrochmalonego kołnierzyka konwenansu, a także zapomnieć o trudnej, okrutnej rzeczywistości wojennej. Alicia natomiast to młode dziewczę o dopiero rozkwitającej seksualności, dla której odnaleziony w lesie, tajemniczy żołnierz stanowi swego rodzaju bodziec do przekształcenia się z dziecka w osobę dorosłą. Ona, Edwina oraz panna Martha to jedyne z mieszkanek internatu, z którymi ze względu na wiek McBurney może romansować, co nie znaczy jednak, że nie zabiega o względy także innych uczennic. Szczególna więź łączy kaprala zwłaszcza z Amy, która znalazła go rannego w lesie i przyprowadziła do żeńskiego internatu. Warto zwrócić uwagę na fakt, że dziewczynka jako jedyna z bohaterek wychodzi poza mury i ogród willi. Oprócz panny Marthy, która jako „głównodowodząca” rozmawia w paru scenach (głównie zza zamkniętej bramy) z żołnierzami konfederatów, to jedyny łącznik ściśle zamkniętego świata szkoły Farnsworth z tym, co jest na zewnątrz. Ponadto to ona, niewinne dziecko, wprowadza do życia swojego, swoich koleżanek i nauczycielek pokusę oraz ostatecznie niebezpieczeństwo. Gdy w pierwszej scenie widzimy Amy, z piosenką na ustach wędrującą samotnie przez las z koszykiem przewieszonym przez ramię, trochę trudno nie mieć skojarzeń z Czerwonym Kapturkiem (pomimo braku czerwonych elementów garderoby), który za chwilę natknie się na podstępnego Wilka. To także dziewczynka ostatecznie sprowadza na McBurneya śmierć, zbierając w lesie trujące grzyby i przyrządzając z nich potrawkę, choć nie ona jest „głównodowodzącą” w całym przedsięwzięciu. Tę rolę, z oczywistych przyczyn (wiek oraz pozycja w szkole), pełni panna Farnsworth, ale sam pomysł na taki sposób pozbycia się kaprala podsuwa… inne dziecko, czyli Marie. Wygląda zatem na to, że nawet jeśli po jego śmierci sytuacja w szkole wraca do normy – czyli do życia w marazmie – a taka na przykład Edwina na powrót pogrąża się w apatii, to pobyt tego mężczyzny mimo wszystko nie pozostał bez wpływu na żadną z panien. Wszystkie je pozbawił niewinności, czy to w znaczeniu stricte seksualnym, czy też jakimkolwiek innym.
A sam McBurney? Łasy na kobiece wdzięki uwodziciel, tak przy okazji korzystający z obecności aż tylu dam w jednym miejscu? Czy może jednak tchórz, który w szkole pani Farnsworth dostrzegł szansę na uniknięcie powrotu na front i teraz trzyma się tego nie przysługującego mu azylu wszystkimi pazurami? Trochę w sumie ciężko to jednoznacznie określić. Postać grana przez Colina Farrella (moim zdaniem wręcz stworzonego do tego typu bohaterów-kobieciarzy, choć może to wrażenie wywołane wiadomościami o prywatnym życiu aktora, obfitującym w romanse…) wydaje się równie złożona i wielowymiarowa, co generalnie cały film. Można by wciąż odkrywać coraz to nowsze warstwy znaczeń… Na pewno kapral McBurney swoją obecnością wprowadza do szkoły panny Farnsworth niemałe poruszenie, stopniowo stając się w oczach bohaterek obiektem najpierw zaciekawienia, następnie pożądania, a w końcu strachu. Ginie, gdy zaczyna mu się złudnie wydawać, że wreszcie odzyskał kontrolę nad sprowokowaną przez siebie samego kobiecością. Ostatecznie to Czerwony Kapturek okazał się sprytniejszy, bardziej zdeterminowany i niebezpieczny od Wilka. Pożarł go, a następnie cofnął się i na powrót zamknął we własnej skorupie.
