Nasza wewnętrzna bestia, czyli o „Wilkołaku” Adriana Panka

Z horrorami w naszej rodzimej kinematografii raczej cienko, dlatego ucieszyła mnie wieść o poczynieniu pewnych kroków w tym kierunku wreszcie przez polskiego reżysera. Pokaz przedpremierowy i następujące po nim spotkanie z reżyserem trochę jednak ostudziło mój entuzjazm. Nie dlatego, że „Wilkołak” to zły film, broń Boże. Po prostu został on trochę zbyt szumnie okrzyknięty „pierwszym polskim horrorem”, co de facto prawdą nie jest, bo już wcześniej Polacy podejmowali pojedyncze próby kręcenia tego rodzaju produkcji (chociażby marną „Porę mroku” z 2008). Niezbyt też można go tak zaklasyfikować. Osobiście określiłabym „Wilkołaka” raczej jako film psychologiczny, z elementami horroru.

5a92aebb92988_o_full

Rok 1945, wyzwolenie obozu Gross-Rosen. Dla ośmiorga uratowanych dzieci utworzony zostaje prowizoryczny sierociniec – odtąd mają mieszkać w opuszczonym pałacu, zagubionym wśród lasów. Ich tymczasową opiekunką zostaje 20-letnia Hanka, również była więźniarka, która początkowo planuje jak najszybciej wrócić do Warszawy. Wkrótce jednak okazuje się, że zarówno ona, jak i dzieciaki znaleźli się w potrzasku. Tuż przed wyzwoleniem obozu, esesmani wypuścili bowiem na wolność psy – głodne, zdziczałe i śmiertelnie niebezpieczne bestie, które zaczynają grasować w otaczającym pałac lesie.

Wilkołak w tytule może być nieco mylący, bo wielu widzów prawdopodobnie spodziewać się będzie w filmie elementów fantastycznych (i jak patrzę po komentarzach w sieci, to rzeczywiście często tak jest). Prawda jest jednak taka, że fabuła dotyczy raczej tematu traumy, a ów „wilkołak” pełni raczej rolę metaforyczną. Ludzko-zwierzęcą hybrydą są nie tylko zagryzające każdego na swej drodze, diabelnie inteligentne psy, ale też same dzieci – przesiąknięci przemocą główni bohaterowie. Ten film przeczy tezie, mówiącej o tym, że cierpienie uszlachetnia. Ekstremalne doświadczenia i trauma sprawiły, że z byłych już więźniów nierzadko wychodzi dzikie zwierzę, choć w różnym stopniu u poszczególnych postaci. W przypadku młodszych dzieci przejawia się to zarówno lekkim… nazwijmy to niedostosowaniem społecznym (ewidentnie nie umieją posługiwać się sztućcami, a głodówka sprawiła, że albo biją się zajadle o jakiekolwiek jedzenie, albo rzucają się na obierki w kuble), jak i pomniejszym okrucieństwem (jedna z początkowych scen, w której wydając dzikie okrzyki zadeptują z premedytacją szczura lub mysz, aby chwilę później z powrotem rzucić się w wir zabawy). Natomiast jeden ze starszych bohaterów jest gotów posunąć się do znacznie bardziej radykalnych działań, gdy tylko poczuje się zraniony lub w jakikolwiek sposób zagrożony. I właśnie tę grupkę dzieciaków, zdziczałych tak samo, jak atakujące je psy, próbuje choć trochę ucywilizować Hanka.

Hanka_Sonia_Mietielica_Fot._Bart_Babiński_c_2017_-_Balapolis__

Za wyjątkiem Nicolasa Przygody, który wszelkie dialogi zawsze wygłasza raczej tym samym tonem (miałam okazję go widzieć już w rewelacyjnym serialu „Kruk. Szepty słychać po zmroku”), gra pozostałych dziecięcych aktorów ma w sobie zachwycająco wiele autentyczności. Światło na taki stan rzeczy rzuciły słowa reżysera Adriana Panka, który na spotkaniu po seansie przedpremierowym wyznał, że podczas castingu szukali, po pierwsze, oczywiście naturszczyków, a po drugie, dzieci „po przejściach”, takich, które emocje do roli mogą ciągnąć z osobistych doświadczeń. Na planie był również obecny drugi reżyser, który zajmował się wyłącznie pracą z dziecięcymi aktorami i odpowiednim „nastrajaniem” ich do konkretnej sceny. I wiecie co? To wszystko razem na serio zadziałało. Widz jest w stanie uwierzyć, że kręcące się na ekranie dzieciaki przeżyły horror obozu koncentracyjnego.

44328401_311717939427480_1719380755110811543_n

„Wilkołak” to jednak nie tylko film o tkwiącej w człowieku bestii, ale również o próbach zapanowania nad nią i dążeniu do życia oraz normalności. Najjaskrawszym tego przykładem jest Hanka, która w pewnym momencie znajduje w pałacu czerwoną sukienkę (co automatycznie nadaje również filmowi baśniowości za pomocą skojarzeń z bajką o czerwonym kapturku) i z lubością zamienia na nią obozowy pasiak. I która, tak jak wspomniałam powyżej, swoim podopiecznym nieco „matkuje”, starając się ich przywrócić społeczeństwu (każe jeść sztućcami, a nie rękami, krytykuje rzucanie się na obierki, próbuje również wprowadzić jako taką dyscyplinę).

Powiedzmy sobie szczerze, „Wilkołak” to horror dość marny, bazujący w dużej mierze na technice jump scare’ów, których zresztą reżyser (jak sam przyznał podczas spotkania) i reszta ekipy dopiero co się nauczyli. Koneserów kina grozy może zatem zawieść. Jeśli jednak spojrzymy na niego jak na film psychologiczny i całkowicie odmienne (pozbawione jakiejkolwiek martyrologii) podejście do tematu II wojny światowej i obozów koncentracyjnych, to produkcja ta okazuje się naprawdę świetna.

Premiera: 29 marca 2019 r.

news_21745

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s