Wiedźmak jak malowanie? Recenzja pierwszego sezonu „Wiedźmina” od Netflixa

Lauren S. Hissrich i jej ekipa scenarzystów mieli naprawdę skomplikowane zadanie przed sobą, gdy zabierali się za przekładanie książek Andrzeja Sapkowskiego na serial. Po pierwsze: stworzenie adaptacji jest w ogóle samo w sobie trudniejsze od pisania scenariusza oryginalnego – to dwie różne kategorie scenariuszy. Po drugie dlatego, że musieli zadowolić bardzo zróżnicowaną wewnętrznie grupę docelową: zarówno zagorzałych fanów, znających fabułę książek i gier co do szczególika (z czego każdy z nich ma oczywiście swoje własne wyobrażenia na temat postaci), jak i osoby, które z sagą o Wiedźminie jeszcze nigdy się nie zapoznały. Po trzecie, sam materiał źródłowy jest mocno problematyczny, gdyż, jak wiadomo 😉 , na historię Białego Wilka składa się szereg opowiadań oraz ciągnąca się przez parę tomów powieść, czyli, nie przymierzając, dwa różne utwory literackie. Gdyby więc napisać serial „Wiedźmina” jeden do jednego z książkami Sapkowskiego, jak chcieliby niektórzy fani (a przynajmniej takie opinie pojawiają się w necie), to narodziłby się doprawdy dziwny twór, istne pomieszanie z poplątaniem. Geralta nie da się poznać bez opowiadań o strzydze, Renfri, dżinie lub Jeżu z Erlenwaldu. Są to jednak osobne, epizodyczne historie, powiązane między sobą głównie za pomocą postaci Białego Wilka, Yennefer, Ciri i Jaskra. Przełożyć je więc 1 do 1, to jak stworzyć tak zwany serial proceduralny, czyli, powiedzmy, wiedźmińskiego Doktora House’a, rozwiązującego kolejne „case’y” z potworami.

08557bac22fab63312b7ec25b221a5cf2b23345f

Najwięcej zamieszania i kontrowersji wzbudził zatem nielinearny sposób prowadzenia fabuły – moim zdaniem konieczny z powodów wyżej wymienionych, aczkolwiek dezorientujący osoby zwłaszcza niezaznajomione z uniwersum Wiedźmina. Dla mnie wszystko w tym serialu było perfekcyjnie jasne, no ale ja znam sagę. Czytałam ją co prawda 17 lat temu i wiele szczegółów zdążyło już przez ten czas ulecieć z pamięci, ale nie zmienia to faktu, że to zupełnie inna perspektywa, niż u osoby do tej pory niezainteresowanej historią stworzoną przez Sapkowskiego. Scenarzyści Lauren Hissrich odwalili doprawdy kawał tytanicznej roboty, aczkolwiek mogli nieco lepiej zasygnalizować przeskoki czasowe między wątkami Geralta, Ciri i młodej, szkolącej się na czarodziejkę Yennefer (najstarszy z wątków, dziejący się parędziesiąt lat przed bieżącymi wydarzeniami). Co prawda pracy nie ułatwił im fakt, że Geralt oraz Yen są długowieczni i z założenia się nie starzeją (kwestia mutacji oraz magii), a ponadto pod koniec sezonu wszystkie trzy wątki ładnie się ze sobą splatają, aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć, że ktoś podczas seansu może się pogubić. Podczas seansu „Wiedźmina” potrzebne jest maksymalne skupienie, bowiem wskazówki dotyczące zmiany czasu pojawiają się najczęściej w dialogach (np. dyskusja na temat cintryjskiego władcy podczas zebrania członków Kapituły czarodziejów) lub pod postacią odmłodzonych wersji drugoplanowych bohaterów (Foltest i Adda jako dzieci na balu w Aretuzie).

960x0

Pierwszy sezon „Wiedźmina” ma wyraźnie charakter wprowadzający do reszty historii i całego uniwersum stworzonego przez Andrzeja Sapkowskiego. Poznajemy w nim wszystkie ważniejsze postacie (także Triss, która przecież oryginalnie nie pojawiła się w opowiadaniu o strzydze i nie była jeszcze wtedy doradczynią Foltesta), a także ich przeszłość. Tutaj wyróżnia się przede wszystkim wątek przeszłości Yennefer, który w serialu został stworzony prawie całkowicie od podstaw, bowiem w książkach Sapkowskiego pojawia się tylko jedna wzmianka na ten temat:

A on nagle znał prawdę. Wiedział. Wiedział, kim była niegdyś. O czym pamiętała, o czym nie mogła zapomnieć, z czym żyła. Kim była naprawdę, zanim stała się czarodziejką.
Bo patrzyły na niego zimne, przenikliwe, złe i mądre oczy garbuski.

Ten wprowadzający charakter sezonu sprawił niestety, że wiele rzeczy, w tym relacje między postaciami, potraktowano nieco po łebkach. O ile narodziny związku Geralta i Yennefer przedstawiono dobrze (wynikało to zresztą z samego opowiadania o dżinie), o tyle nie można tego samego powiedzieć o jego więzi z Ciri. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn zmodyfikowano sceny w Brokilonie i wprowadzono niepotrzebny wątek dopplera podającego się za Myszowora. To sprawiło, że finałowa scena sezonu wydaje się naprawdę grubymi nićmi szyta, ponieważ w książkach to wśród driad została w ogóle nawiązana znajomość między wiedźminem a cintryjską księżniczką. A tutaj Cirilla ni stąd ni zowąd rzuca się w ramiona kompletnie obcego, po raz pierwszy widzianego faceta, bo co? Bo przeznaczenie i tak dalej?

WW_103_25.01.2019_320.NEF

Bardzo też niestety widać nierówny poziom poszczególnych odcinków. Oczywiście, jak to zazwyczaj bywa przy tworzeniu seriali, każdy epizod napisany został przez  inną osobę z zespołu scenarzystów, ale rzadko kiedy różnica w jakości jest aż tak widoczna. Podczas, gdy „Zdradziecki księżyc” (opowieść o strzydze), „Niespełnione pragnienia” (dżin) lub „Ginące gatunki” (smok) naprawdę wciągają, odcinek czwarty, czyli de facto jeden z dwóch najważniejszych dla całej reszty historii (ten o Jeżu z Erlenwaldu i uczcie zaręczynowej Pavetty), został napisany na tyle okropnie, że podczas seansu wielokrotnie ogarniało mnie uczucie zniecierpliwienia. Jego scenarzysta, Declan de Barra,  kazał postaciom nieustannie  wypowiadać banalne, ckliwe kwestie. Gdyby wychylić kielicha za każdym razem, gdy któraś z postaci podniośle wypowie w tym odcinku słowo „przeznaczenie”, to już dawno wszyscy bylibyśmy pijani.

The-Witcher-netflix-serie-szenenbilder-neu_08

Psioczę tak i psioczę, ale „Wiedźmin” od Netflixa (a przynajmniej jego pierwszy sezon, bo co będzie później, to zobaczymy) to całkiem porządny i wciągający serial fantasy. Ma oczywiście swoje wady: oprócz wyżej wymienionych, niekoniecznie dobrym wyborem było zatrudnienie Anny Schaffer do roli Triss, a także wprowadzenie znaczących zmian w charakterze takich postaci, jak Fringilla i Cahir, którzy nieoczekiwanie wyrośli na głównych antagonistów tego sezonu (natomiast główny antagonista został ledwie zasygnalizowany, ale nie będę spoilerować tym, którzy książek nie czytali). Z drugiej jednak strony, reszta aktorów sprawiła się znakomicie. Henry Cavill jest świetnym Geraltem, choć momentami rzeczywiście przesadza z tym swoim głosem a’la Batman. Anya Chalotra wydaje się doskonale rozumieć, że rola Yennefer może się okazać przełomowa w jej aktorskim portfolio, w związku z czym podchodzi do sprawy profesjonalnie i wkłada w odgrywaną przez siebie postać dużo serca. Wielką, pozytywną niespodzianką jest Joey Batey (aktor do tej pory grający raczej mocno trzecioplanowe role w „Templariuszach” i „Białej Królowej”) jako Jaskier – przysłowiową chemię między nim a Geraltem Henry’ego Cavilla po prostu czuć, razem są przezabawni. O Ciri w wykonaniu Freyi Allan w zasadzie niewiele można powiedzieć, bo póki co jest to rola sprowadzająca się do uciekania 😉 .

821496_1.1

Czy zespołowi Lauren S. Hissrich udało się w sposób satysfakcjonujący przenieść klimat książek Andrzeja Sapkowskiego? Cóż, moim zdaniem nie do końca. Po pierwsze, zabrakło w dialogach ciętego, czasem rubasznego i wisielczego humoru, tak charakterystycznego dla książek o Białym Wilku. A jak najbardziej można to było zrobić, co najlepiej widać przez króciutką chwilę w odcinku drugim, podczas walki Geralta z sylvanem-„diabołem”. Zamiast tego jesteśmy raczeni, jak wspomniałam wyżej, ckliwymi kwestiami na temat wszechwładnego przeznaczenia oraz najbardziej znanymi cytatami z książek*, wstawianymi do dialogów trochę na „odwal się”, aby tylko puścić do najbardziej zagorzałych fanów oczko. Po drugie, serialowi brakuje póki co głębi, również charakterystycznej dla sagi. Sapkowski dużo pisał o wykluczeniu z powodu odmienności, o konsekwencjach moralnych wyborów, o tym, jak czasem ludzie okazują się gorsi od potworów. Geralt, który został stworzony po to, aby zabijać monstra, niejednokrotnie musi się zastanawiać kto tu jest prawdziwym potworem: nieuczciwy, chciwy pracodawca-człowiek, czy też rozumni smok i sylvan. W serialu jest tego bardzo mało. Tak naprawdę ten motyw pojawia się głównie w pierwszym odcinku, podczas spotkania z tak niejednoznacznymi postaciami, jak Renfri i Stregobor. Później scenarzyści tak jakby o tym zapominają. Nic nie jest jednak stracone. Tak jak zostało wspomniane wyżej, pierwszy sezon ma mieć głównie charakter wprowadzający do uniwersum, w związku z czym istnieje duża szansa, że wiele popełnionych w nim błędów zostanie naprawionych w kolejnych odcinkach. Netfliksowy „Wiedźmin” póki co dostaje ode mnie ocenę 7/10, choć bywały momenty, w których zastanawiałam się, czy nie zjechać do 6/10.

*Chodzi o „Mylisz niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu”, wypowiedziane w jednej ze scen przez Fringillę oraz o „Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty”.

WW_104_24.01.2019_05.NEF

2 Comments

  1. Ten manewr z głosem u Cavila, to nie jest próba naśladowania Batmana. To jest próba naśladowania głosu Wiedźmina z gry Witcher 3. O ile „głosem” Wiedźmina w Polsce jest Rozenek (ew. Żebrowski) z miekką barwą, o tyle na rynku anglojęzycznym Wiedźmin kojarzony jest mocno z głosem bardzo chropowanym i gardłowym. Aktor głosowy w grze to Daug Cockle. Polecam porównanie: „voice comparison Henry Cavill and Doug Cockle” na youtube. Mi się ta próba nawet podoba, ale jestem chyba w 1% graczy preferującą ENG wersje językową Wiedźmina 3 😉

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s