
Seksualność osób niepełnosprawnych to temat mocno tabuizowany, choć niewielu z nas zdaje sobie z tego sprawę. Ba, chyba nawet wielu z nas o nim z pewną dozą zakłopotania. Nie jest to również wątek często podejmowany przez kinematografię. Sama znam tylko dwa tytuły, co ciekawe: oba japońskie. Pierwszy, czyli „Litr łez” (Japonia 2005), opowiada o licealistce chorującej na zwyrodnienie drogi rdzeniowo-móżdżkowej i w związku z chorobą stopniowo przestającej chodzić i mówić. Jest to historia oparta na faktach, aczkolwiek mocno dosłodzona, gdyż pomimo niepełnosprawności Ayi udaje się zdobyć serce chłopaka. W rzeczywistości postać Haruto została zmyślona, a o jej wprowadzenie do serialu zabiegała matka pierwowzoru głównej bohaterki, która z powodu choroby nie miała możliwości przeżycia prawdziwie romantycznej miłości. „Litr łez” mówi też głównie o wymiarze duchowym tego uczucia. „37 sekund” (reż. Hikari, Japonia 2019) natomiast odwrotnie – to dosadna opowieść o cielesności i dojrzewaniu zarówno społecznym, jak i seksualnym osoby niepełnosprawnej.
Yuma urodziła się z porażeniem mózgowym. Ma już 23 lata, ale otoczenie traktuje ją, jakby wciąż była nieporadnym i niespełna rozumu dzieckiem. Nadopiekuńcza matka wszędzie widzi potencjalnych zboczeńców, dybiących na jej córkę i ma pretensje, gdy dziewczyna samodzielnie opuszcza dom. Jednocześnie Yuma ma duży talent rysowniczy i pracuje w dwuosobowej pracowni mangi. Jest jednak regularnie okradana z intelektualnej własności przez swoją współpracowniczkę, Sayakę, która perfidnie korzysta z faktu, że nikt nie traktuje poważnie osoby niepełnosprawnej i nie wierzy w jej autorstwo. Gdy interwencja u starego wydawcy nie odnosi skutku, Yuma postanawia obrać nieco inną strategię: wciąż będzie rysować mangi, ale o innej, niż dotychczas tematyce. A tak konkretnie, to będą to komiksy… pornograficzne. Rozmowa z nowym wydawcą uświadamia jednak dziewczynie, że jej seksualne doświadczenie (niezbędne do tworzenia tego typu sztuki) jest raczej znikome. Postanawia zatem nadrobić braki w edukacji i nieśmiało rzuca się w wir nocnego życia Tokio. Tak właśnie zaczyna się droga bohaterki ku dojrzałości.
W „37 sekundach” nie znajdziecie za grosz romantyzmu, ani historii mającej na celu pokrzepienie zbolałego serduszka. Quasimodo w ciele Yumy nie zrzuci garbu i nie odnajdzie miłości rodem z epickich filmów Hollywood. Krótko mówiąc, nie jest to „feel-good movie”. To po prostu opowieść o twardej i brutalnej rzeczywistości, gdzie niepełnosprawność bohaterki czyni ją osobą nieatrakcyjną seksualnie w oczach innych ludzi i gdzie pozostaje ona jednostką wykluczoną społecznie. Nie chodzi jednak o to, by główna postać przeszła oszałamiającą metamorfozę z szarej myszki w femme fatale. Yuma walczy o własną podmiotowość i na tym zasadza się sens filmu. Bohaterka w pewnym momencie mówi „dość!” zarówno wykorzystującej jej pracę współpracowniczce, jak i własnej matce, której jedyną winą jest to, że kocha zbyt mocno (choć oczywiście nie jest to powód, by ubezwłasnowolniać swoje dziecko, dorosłe i zdolne do pewnej samodzielności). Dziewczyna pomimo fizycznych ograniczeń prze do przodu w walce o niezależność i możliwość decydowania o sobie samej. Ujmujące jest to, że w tym procesie najbardziej wspierają ją właśnie przypadkowo spotkane osoby z branży pornograficznej.
Film jest cudowny i z pełnym przekonaniem polecam go każdemu. Jako jedyny mankament wskazałabym tylko (moim zdaniem) niepotrzebny i pojawiający się nieoczekiwanie pod koniec wątek rodzinnych sekretów. Historia świetnie obyłaby się bez niego, a tak to, niestety, osłabił on nieco przekaz ogólny.
„37 sekund” obejrzeć można na Netflixie.