Warsaw Film Festival, Nowe Horyzonty i American Film Festival – krótki przegląd filmów wartych obejrzenia

Tegoroczna jesień upływa mi pod znakiem festiwali filmowych i ich obfitość jest tak duża (a czasu tak mało), że uznałam za stosowne napisać jeden zbiorczy wpis na ich temat, zamiast rozbijać na parę mniejszych. W poniższych zestawieniu opisane są tylko te produkcje z oferty wszystkich trzech festiwali, które (rzecz jasna) obejrzałam i jednocześnie z jakichś przyczyn uznałam za warte polecenia. Na słabe filmy nie ma co marnować klawiatury 😉

„Księga Wizji”, reż. Carlo Hintermann; Belgia, Wielka Brytania, Włochy 2020

Festiwal: Warsaw Film Festival

Film, który pod względem castingu (Lotte Verbeek w roli głównej) i scenografii kojarzyć się może z serialem „Outlander”, ale tematycznie i fabularnie bliżej mu do „Atlasu Chmur” sióstr Wachowskich. Młoda, obiecująca lekarka rzuca karierę, aby zająć się studiowaniem XVIII-wiecznego manuskryptu, napisanego przez żyjącego 3 wieki wcześniej medyka, który w swojej praktyce szczególną uwagę zwracał na… sny i wizje pacjentów. Obsesja bohaterki stopniowo staje się coraz bardziej zrozumiała, gdy śledzimy powiązania między bohaterami z XVIII i końca XX wieku. To opowieść o przeznaczeniu, miłości silniejszej, niż czas i śmierć oraz szansie na nowe życie.

„Post Mortem”, reż. Péter Bergendy; Węgry 2020

Festiwal: Warsaw Film Festival

Węgry roku 1918. Właśnie zakończyła się I wojna światowa, a przez kraj przetoczyła się epidemia hiszpanki. Tomas zarabia jako fotograf, wykonujący pośmiertne zdjęcia na zlecenie zrozpaczonych rodzin. Sam wcześniej cudem uniknął śmierci na froncie – w ostatniej chwili ze zbiorowej mogiły wyciągnął go inny żołnierz, który zauważył u niedoszłego trupa słabe oznaki życia. Zanim jednak to się stało, nasz bohater doznał śmiertelnej wizji – ujrzał twarz dziewczynki, otoczoną przez płomienie. Parę miesięcy później spotyka dokładnie to samo dziecko – Annę. Wspomnienie wizji sprawia, że bohater przyjmuje zaproszenie dziewczynki do jej rodzinnej wioski, którą terroryzują tajemnicze cienie. Nie są to jednak nieszkodliwe, płatające od czasu do czasu psikusy stwory, a zmarli, groźne bestie, zabijające mieszkańców dopóty, dopóki nie dostaną tego, czego chcą – transferu na tamten świat. Zapewnić im to mogą jednak tylko ci, którzy również doświadczyli śmierci, ale wciąż żyją. A są to, oczywiście, Tomas i Anna.

„Post Mortem” to rasowy horror z elementami przygodówki (zwłaszcza końcówka, podczas której twórcy puszczają do widzów oko), który jednak nie każdemu fanowi gatunku może przypaść do gustu. Powodem tego jest fakt, że reżyser momentami idzie w groteskę, przy której nietrudno parsknąć śmiechem. Jest to jednak prawdopodobnie świadomy zabieg twórców i gwoli sprawiedliwości należy dodać, że jak na horror przystało, równie często pojawiają się sceny naprawdę trzymające widza na skraju fotela. A, no i scenografia filmu jest cudowna.

„Shirley”, reż. Josephine Decker, USA 2020

Festiwal: Warsaw Film Festival

Rewelacyjna Elizabeth Moss gra tutaj tytułową bohaterkę – Shirley Jackson, postać autentyczną, która jest obecnie uznawana za jedną z najważniejszych pisarek amerykańskiej powieści grozy. Shirley to kobieta dziwna, złośliwa, (żeby nie powiedzieć „wredna”) i trudna we współżyciu. Tym gorzej dla młodej Rose, która wraz z ukochanym Fredem zamieszkuje tymczasowo w domu profesora Stanleya i jego artystycznej żony. Dziewczyna poproszona zostaje o dotrzymanie Shirley towarzystwa i ogarnięcie od czasu do czasu domu. Między obiema kobietami tworzy się specyficzna więź. Zgorzkniała Shirley, sama bardzo nieszczęśliwa, przyjmuje rolę swoistej mentorki Rose i ostatecznie daje dziewczynie bolesną lekcję na temat życia oraz związków. Jest to film o kobietach uwięzionych w męsko-damskich relacjach, walczących o dominację i wyrwanie się z utartych ról.

„Siostry Macaluso”, reż. Emma Dante, Włochy 2020

Festiwal: Warsaw Film Festival

Pięć osieroconych sióstr mieszka razem w sycylijskim Palermo i utrzymuje się z wypożyczania gołębi na ceremonie. Tragiczne zdarzenie wywraca jednak ich życie do góry nogami, przedefiniowując również relacje między nimi. Od tego momentu dziewczęta muszą zmierzyć się z przemijaniem czasu i pamięci. Czy uda im się zachować siostrzaną miłość?

„Siostry Macaluso” to typowy przedstawiciel włoskiego slow cinema. Jeśli lubicie fabułę, która stawia na obserwację rozwoju relacji między postaciami, a ponadto kręci Was klimat rodem z „Genialnej przyjaciółki” Eleny Ferrante, to gorąco polecam.

„Rodzina Asada”, reż. Ryota Nakano, Japonia 2020

Festiwal: Warsaw Film Festival

Masashi nie jest wzorowym japońskim obywatelem. Nie założył rodziny, nie pracuje, nie studiuje, włóczy się nie wiadomo gdzie, a co gorsza, cały się wytatuował (w Japonii tatuaże są niemile widziane, bo kojarzy się je z yakuzą i światkiem przestępczym). Taki trochę bumelant z niego. Na szczęście nasz bohater odkrywa w sobie pasję do fotografii, której upust daje w robieniu swojej rodzinie zabawnych, pozowanych zdjęć. Z czasem staje się to trampoliną do jakiejś tam większej kariery – zawodowego strzelania rodzinnych fotek innym ludziom, organizowania własnej wystawy, wydania albumu. Niespodziewanie jednak ma miejsce katastrofalne w skutkach trzęsienie ziemi i tsunami, które niszczy ogromne połacie regionu Tohoku (tak, tak, chodzi o Fukushimę i katastrofę z 2011 roku). Masashi postanawia jechać na miejsce, aby sprawdzić, czy jego niegdysiejsi klienci są bezpieczni. Przy okazji angażuje się w odratowywanie zniszczonych przez wodę zdjęć oraz poszukiwanie ich właścicieli. Bardzo ładny film, opowiadający o sile rodziny i fotografii jako nośniku pamięci. Oparty na faktach.

„Szczypce i skorupki”, reż. Isamu Hirabayashi, Japonia, Finlandia 2020

Festiwal: MFF Nowe Horyzonty

Bardzo dziwny film, którego nie zrozumiesz i będziesz siedział/a z rozdziawioną gębą przez 2,5 godziny, jeśli nie załapiesz motywu przewodniego. A są nim wszystkie „niemilusińskie” zwierzęta oraz natura pojmowana jako byt dziki, nieokiełznany i brutalny (warto spojrzeć na grafiki, które się wyświetlają podczas napisów końcowych). Zwróćcie uwagę, że w każdej ze scen w jakiś sposób (choćby tylko w rozmowie między postaciami) pojawiają się owady, insekty, robale, bezkręgowce i inne takie niemilusińskie żyjątka. Natomiast świat ludzi jest odbiciem świata tych zwierząt – nietrudno zresztą skojarzyć kształt kwater w japońskim hotelu kapsułowym z kokonami.

„Lato ’85”, reż. François Ozon, Francja 2020

Festiwal: MFF Nowe Horyzonty

16-letni Alexis przeprowadził się niedawno z rodzicami na normandzkie wybrzeże. Gdy wypływa łódką w morze, aby uczcić zakończenie roku szkolnego, z drobnego wypadku ratuje go David – wyluzowany, serdecznie nastawiony do innych i czerpiący pełymi garściami z życia chłopak. Ich świeża przyjaźń stopniowo przeradza się w coś więcej i ostatecznie kończy się tragicznie, ale to już wiemy od samego początku. Pytaniem, na jakie poznajemy odpowiedź wraz z rozwojem fabuły, jest: jak do tego wszystkiego doszło?

Niektórzy uważają „Lato ’85” za najgorszy film Ozona, ale ja nie byłabym dla niego taka surowa. Jest to bardzo przyjemna do oglądania produkcja: słońce, plaża, morze, lata 80., wakacyjna miłość z domieszką tragizmu. Czego chcieć więcej?

„W bezruchu”, reż. Elisa Mishto, Niemcy 2019

Festiwal: MFF Nowe Horyzonty

Agnes i Julie to dwie kompletnie odmienne osobowości. Pierwsza pracuje jako pielęgniarka w klinice psychiatrycznej, ma malutką córkę, której nie kocha (a przynajmniej nie wie, jak być dla niej matką) i z którą nie potrafi wejść w sensowną interakcję. Jest raczej cicha, nieśmiała i wycofana, daje sobie wejść na głowę, w związku z czym nierzadko pada ofiarą prześladowań ze strony koleżanki z pracy, Caroline. Julie natomiast żyje według wymyślonej przez siebie zasady „bezruchu”. Przy czym nie chodzi o ograniczenie swej aktywności do minimalnych funkcji życiowych. Teoria bohaterki zakłada całkowite wyłamanie się ze społeczeństwa i nie stosowanie się do narzucanych przez nie reguł. Nie bycie jak ta mrówka, która w pośpiechu uwija się po mrowisku. Julie zatem nigdzie nie pracuje, uprawia przygodny seks i w zasadzie robi, co chce, wliczając w to podpalenie cudzego auta i uprowadzenie lamy z cyrku. Ma ku temu warunki, bo w spadku po rodzicach otrzymała pokaźną sumę pieniędzy, a w celu pozbycia się niechcianej uwagi ze strony innych ludzi (w tym policji) chętnie przyjmuje łatkę „wariatki” i wraca do psychiatryka. Wkrótce jednak obie bohaterki zostaną zmuszone do wyjścia poza swoją strefę komfortu: Julie otrzyma zachętę do „wprawienia się w ruch”, natomiast Agnes przekona się, że dobrze jest czasem nie ulegać presji społeczeństwa, tylko postępować w zgodzie ze sobą.

„W bezruchu” to kolejny z tych festiwalowych filmów, które mi osobiście się bardzo podobały, ale niekoniecznie przypadły do gustu reszcie publiczności. Ja uważam, że warto obejrzeć.

„Ostatnie słowa”, reż. Jonathan Nossiter, Włochy, Francja 2020

Festiwal: American Film Festival

Kino postapokaliptyczne, ale nie takie, jakiego byście się spodziewali. Budżet produkcji raczej nie był zbyt wysoki, ale też sądzę, że nie o pokazanie spektakularnej katastrofy ekologicznej twórcom chodziło. Tematem „Ostatnich słów” jest pamięć o ludziach i ich osobiste historie, zachowywane ku potomności za pomocą kamery. Kinematografia – to ją tak naprawdę uznać tu możemy za protagonistę. Jest to tak uroczy koncept, że jestem skłonna wybaczyć reżyserowi liczne nieścisłości fabularne, np. kwestię wieku jednej z postaci (wychodzi na to, że w momencie fabuły miałaby grubo ponad 100 lat) lub umiejętności/wykształcenia czarnoskórego bohatera (jak to możliwe, że wychowując się na ulicy i nie uczęszczając do jakiejkolwiek szkoły tak dobrze zna co najmniej 2 języki?). Przed seansem nie oczekujcie zatem wybuchów, tsunami, trzęsień ziemi, pędzącej ku planecie asteroidy, czy jakiegokolwiek geostormu, bo film Nossitera to kino wybitnie kontemplacyjne. A, no i ma w obsadzie Stellana Skarsgarda, który urodził się w Poznaniu, zakochał w niejakiej Lenie i poznał Witolda 😉 .

„Wielorybnik”, reż. Philipp Yuryev; Belgia, Polska, Rosja 2020

Festiwal: MFF Nowe Horyzonty

Nastoletni wielorybnik z Czukotki po raz pierwszy w życiu traci głowę dla dziewczyny. Sęk w tym, że jego wybranką jest striptizerka z Detroit, oglądana przez niego i innych mężczyzn z wioski na erotycznym kanale online. Wkrótce obsesja chłopaka staje się tak duża, że nie zawaha się on popełnić zbrodni i wyruszyć na łódce przez Cieśninę Beringa do Ameryki. Film Yuryeva stawia pytania na temat siły naszych pragnień. Czy jesteśmy w stanie zostawić za sobą dom i bezpieczną (choć nudną) codzienność, aby tylko spełnić własne marzenie? Czy Leszce na pewno chodzi o spotkanie z tą konkretną dziewczyną i miłość? A może po prostu wdzięcząca się na ekranie striptizerka symbolizuje dla bohatera lepsze, barwniejsze życie, swoisty American Dream? Czy Leszce uda się dotrzeć do dalekiego Detroit, czy może jednak wróci na Czukotkę, do rodzinnej wioski? Końcówka filmu jest mocno niejednoznaczna i prowokująca wiele odmiennych interpretacji. Aby jednak nie spoilerować, tu zakończę recenzję tej produkcji.

„Na rauszu”, reż. Thomas Vinterberg, Dania 2020

Festiwal: MFF Nowe Horyzonty

Reżyser rewelacyjnego „Polowania” wraca z nowym filmem, w którym przygląda się rozpadowi dotychczasowego życia swoich bohaterów i narodzinom nowego. Grupa sfrustrowanych i zmęczonych nauczycieli szkoły średniej postanawia wziąć udział w eksperymencie, opartym na ekscentrycznej teorii pewnego norweskiego filozofa. Według niego, człowiek rodzi się z niedoborem promili we krwi (około 0,5 promila), w związku z czym musi stale uzupełniać braki, aby móc funkcjonować na najwyższym poziomie. Oczywiście takie rozpijanie się w pracy prowadzi do szeregu tragikomicznych sytuacji. Niektórzy z bohaterów rzeczywiście zaczynają odnosić pewne sukcesy na polu zawodowym – przykładowo Martin (w tej roli Mads Mikkelsen) zyskuje większą pewność siebie, czuje się bardziej „cool” i zaczyna być lepszym nauczycielem, bardziej kreatywnym oraz otwartym na swoich uczniów. Z drugiej jednak strony alkohol prowadzi do rozpadu jego małżeństwa (już wcześniej źle funkcjonującego), a w przypadku innej postaci również do autentycznej tragedii. Nasi bohaterowie zostają pozostawieni na dymiących zgliszczach swojego dotychczasowego życia, gdzieś tam jednak świta dla nich iskierka nadziei, wyrażona w dynamicznym tańcu Mikkelsena w finale.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s