
Czy można stworzyć ekscytujący film o wykopaliskach archeologicznych? Oczywiście, że tak. W zasadzie jest to wykonalne w przypadku każdego tematu tego świata. Wystarczy tylko przedmiot filmu ubrać w odpowiednie słowa i kontekst. Tak jest właśnie w przypadku „Wykopalisk”, które powstały na podstawie powieści Johna Prestona, a także jak najbardziej prawdziwych wydarzeń. Każdy miłośnik lub rekonstruktor wczesnego średniowiecza zna skarb z Sutton Hoo (zwłaszcza jego najsłynniejszy element, czyli hełm – na zdjęciu poniżej) – jedno z najlepiej zachowanych i nienaruszonych znalezisk archeologicznych z tak dawnych czasów (w tym przypadku VI wiek n.e., pochodzenie anglosaskie, królestwo Wschodniej Anglii). Teraz o niezwykłych okolicznościach jego odkrycia zrobiono film, ale niech Was nie zmyli tytuł, bowiem słowo „wykopaliska” nie znaczą tu tylko i wyłącznie fizycznego (oraz oczywiście metodycznego) rozkopywania ziemi zalegającej na starym kurhanie. Ma ono także wymiar duchowy i dotyczy skrupulatnego zdejmowania kolejnych warstw emocji u głównych bohaterów, naukowej refleksji nad człowiekiem stojącym w obliczu śmierci.

Upalne lato roku 1939, Wielka Brytania na progu II wojny światowej. Owdowiała właścicielka ziemska, Edith Pretty (w tej roli Carey Mulligan, której bohaterka jest w filmie o wiele młodsza, niż jej życiowy i książkowy pierwowzór) zatrudnia archeologa-amatora, Basila Browna, by zbadał tajemnicze pagórki, znajdujące się na jej terenie. Szczególne przeczucie kobieta ma zwłaszcza do jednego z nich. Brown (grany przez znakomitego Ralpha Fiennesa, notabene urodzonego w Ipswich, w pobliżu którego dzieje się cała akcja „Wykopalisk”!), pozbawiony oficjalnych „papierów” archeologa, ale jednocześnie bardzo oczytany i niezwykle, wszechstronnie wykształcony, dość sceptycznie i niechętnie podchodzi do „przeczuć” i pomysłów pracodawczyni. Swoje nastawienie zmienia dopiero wtedy, gdy wraz z przydzielonymi mu pracownikami znajduje w grobowcu żelazne nity oraz inne ślady ceremonialnej łodzi. Z czasem między zamkniętym w sobie mężczyzną a osamotnioną, ale ciekawą świata kobietą i jej rezolutnym synem powstaje specyficzna więź. Wieści o niezwykłym i prawdopodobnie przełomowym znalezisku rozchodzą się szeroko i zaczynają sięgać zagrożonego wojną Londynu. Do Ipswich i Sutton Hoo przybywają „profesjonalni” archeolodzy, przejmując stanowisko i grożąc Brownowi odebraniem jego zasług. Gromada bohaterów zwiększa się, powstają nowe relacje między nimi, a wszystko to prowadzi do głębokiej refleksji na życiem, śmiercią i przemijaniem.

W filmie owa refleksja zaprezentowana została niejako na trzech poziomach, wzajemnie się przeplatających:
- Najbardziej oczywistym, czyli historycznym. W końcu nasi bohaterowie prowadzą badania archeologiczne nad grobem, a właściwie nad cenotafem, czyli pochówkiem symbolicznym. Ten ostatni szczegół nie jest jednak specjalnie istotny (w zasadzie w trakcie trwania filmu chyba ani razu nawet nie pada taka informacja). Odkrywając kolejne warstwy ziemi, postacie toczą rozmowy na temat przeszłości i możliwości znalezienia szczątków, tego, co pozostało po zmarłym dawno temu człowieku.
- Osobistym. Nad bohaterami nieustannie krąży widmo śmierci. Naznaczona jest nim zwłaszcza Edith, która nie tylko wiele lat temu straciła męża, ale też jest ciężko chora i prawdopodobnie nie zostało jej zbyt wiele czasu (prawdziwa Edith zmarła w 1942 r. w wyniku udaru). Do tego dochodzi wątek kuzyna kobiety, czyli Rory’ego, który zaciągnął się do RAF-u i on również potencjalnie znajduje się w niebezpieczeństwie.
- Narodowym. Kraj szykuje się do wojny, która odmieni oblicze świata, a my przez cały czas trwania filmu otrzymuje niepokojące sygnały o zbliżającym się konflikcie. Nie tylko Rory stawia się do wojska na wezwanie – nad głowami bohaterów i rozkopywanym cenotafem nieustannie przelatują samoloty RAF-u, których piloci ćwiczą manewry. Idąca londyńską ulicą Edith mija młodą, całującą się parę, która pragnie zakosztować choć trochę bliskości i czułości, nim pochłonie ich wojna. W końcu radio zaczyna informować o wkraczającym do Polski, niemieckim wojsku, bombardowaniach Warszawy i wypowiedzeniu Niemcom wojny przez Wielką Brytanię. Napięcie rośnie, a my coraz bardziej czujemy obecność śmierci.

„Wykopaliska” nie są bynajmniej filmem ponurym. Powiedziałabym, że raczej nostalgicznym, a to dzięki nie tylko pięknym zdjęciom i muzyce, ale też światełku nadziei, bijącemu pośród mroku. Możemy tu jednocześnie obserwować miłość w wielu jej postaciach: między młodą parą, kochankami, matki do syna, syna do matki, starszego, bezdzietnego małżeństwa. Film zapewnia nas również o tym, że pozostanie po nas coś więcej, niż tylko pustka. Będzie to coś, co przekażemy następnym pokoleniom. W końcu, jak mówi Basil Brown, prowadząc wykopaliska odkrywamy nie przeszłość, ani teraźniejszość, tylko przyszłość. A także życie.
„Wykopaliska” oglądać można na Netflixie.
