Już nigdy klaskanie nie będzie ci się kojarzyć tak samo… Czyli o „Dziewczynie, która klaszcze” – debiucie Tomasza Kozioła

Horror to gatunek, który chyba zdecydowanej większości z nas kojarzy się z kinem (no i z prozą Kinga…). W końcu co roku zasypywani jesteśmy produkcjami, których zadaniem jest straszenie na najrozmaitsze (często niezbyt wyrafinowane) sposoby. Film, jako sztuka audiowizualna, wpływająca na widza za pomocą zmysłów wzroku i słuchu, świetnie się tu sprawdza. A jak jest z literaturą? Okazuje się, że podobnie, choć oczywiście książki operują zupełnie innymi narzędziami, niż film – mają zdecydowanie większe pole do popisu, jeśli chodzi o pobudzanie wyobraźni. Dzięki uprzejmości Grupy Wydawniczej Foksal, miałam okazję przeczytać debiutancką powieść Tomasza Kozioła, pt. „Dziewczyna, która klaszcze”, klasyfikującą się jako horror. Jedną z niewielu, de facto, w moim życiu, ponieważ gatunek ten nigdy nie należał do moich preferencji literacko-filmowych i jeśli już się nim interesowałam, to raczej w kontekście kinematografii. O ile dobrze pamiętam, to ostatnią powieścią grozy, którą wzięłam do ręki, była „Carrie” Stephena Kinga. Miało to miejsce jakieś dobre paręnaście lat temu… Jak zatem wyszło moje pierwsze od wieeeeeelu już lat straszenie literaturą 😉 ?

Adam nieoczekiwanie dowiaduje się, że odziedziczył dom po matce, której nigdy nie poznał, ponieważ w niemowlęctwie oddano go do adopcji, Jedzie zatem razem z przyjacielem Mirkiem na głuchą, polską prowincję, aby przyjrzeć się swej nowej własności. Obaj mężczyźni wkrótce przekonują się, że wpadli jak śliwka w kompot i nie są w stanie nawet opuścić odwiedzonej miejscowości, od wielu lat sterroryzowanej przez tajemniczą siłę, która uwzięła się również na naszych bohaterów (a zwłaszcza na samego Adama). Wszelkiego rodzaju pojazdy (w tym rowery) nie działają, telefonia komórkowa oczywiście też nie, a mieszkańcy, o których istnieniu zapomnieli wszyscy z zewnątrz, są zmuszeni pokutować za stare grzechy i nie mogą nawet uciec w śmierć. Jedyne, co im pozostaje, to trwać w poczuciu beznadziei i szukać zapomnienia w alkoholu, dzięki czemu osiągają absolutne dno człowieczeństwa. Dużą zaletą powieści jest zatem jej klimat, mi osobiście przywodzący na myśl węgierski film „Post Mortem” z 2020 roku (był do obejrzenia podczas ostatniej edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego) – jest ciężko, duszno, u czytelnika dominuje poczucie osaczenia. W obu przypadkach role antagonistów pełnią również nie mogące zaznać spokoju upiory, wyżywające się na całej wiejskiej społeczności. Na pewno trzeba przyznać autorowi, że ma tak zwane lekkie pióro i potrafi dość sugestywnie odmalować atmosferę opowiadanej przez siebie historii.

Nieco gorzej wypada, niestety, fabuła – jest to, jak sądzę, bolączka wielu dzisiejszych horrorów, także tych filmowych. Sporo tu oklepanych motywów (nawiedzony dom, szalony doktor, szokujące i budzące grozę eksperymenty medyczne etc.), mało satysfakcjonujących rozwiązań (spodziewałam się nieco głębszego wytłumaczenia genezy tytułowego klaskania, które jest znakiem rozpoznawczym powieściowej upiorzycy) i fabularnego przeciągania na siłę – przez niemalże 1/3 książki wciąż nie wiemy, co się właściwie dzieje i możemy obserwować tylko kolejne sceny niejasnych koszmarów dręczących Adama. Trochę specyficzny wydaje się również sam wątek doktora Walewicza i jego córki. Po jego opisach można pomyśleć, że całość dramatu dzieje się gdzieś na angielskiej prowincji czasów wiktoriańskich, a nie na siedzącej jeszcze głęboko w PRLu, polskiej wsi. Choć, nie przeczę, być może jest to jedynie moje wrażenie i tylko ja odczułam w powieści pewien rozdźwięk w klimacie. Problemem „Dziewczyny, która klaszcze” są jednak również postacie. Tą pierwszoplanową, jak przynajmniej mogłoby się wydawać, jest Adam. Bohater ten jednak bardzo szybko okazuje się być kompletnie pozbawiony charakteru i jakiejkolwiek charyzmy, zostaje również sprowadzony do roli bezwolnej, nudnej marionetki upiorzycy – nic, tylko śni koszmary, krzyczy, płacze i regularnie uszkadza własne ciało. Oczywiście rozumiem, że wynika to niejako z fabuły, ale jednocześnie nie pozwala czytelnikowi na sympatyzowanie z postacią. W rezultacie (i, jak mi się przynajmniej wydaje, trochę wbrew założeniom autora) na prawdziwego protagonistę wyrasta kumpel Adama, Mirek. To on tutaj tak naprawdę działa, podejmuje jakieś decyzje, ponosi porażki lub odnosi sukcesy. To ten bohater popycha fabułę do przodu i w związku z tym jest w stanie w jakikolwiek sposób zainteresować czytelnika.

Powyżej wymieniłam całkiem sporo wad „Dziewczyny, która klaszcze”, ale nie uważam tej książki za złą. Przeciwnie, sądzę, że jak na debiut, to jest to całkiem niezła powieść. Na pewno broni się przyjemnie ciężkim klimatem oraz oryginalnym, intrygującym pomysłem wyjściowym na fabułę. Widać jednak, że autorowi zostało sporo do doszlifowania w zakresie warsztatu pisarskiego, do czego okazji życzę mu w następnej powieści!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s