Wikingowie 2.0, czyli o „Walhalli” słów parę

Ostatnie 2 miesiące upłynęły mi na intensywnym pochłanianiu najrozmaitszych seriali (tak, właśnie to robią młode matki, by zapełnić jakoś czas, kiedy dziecko „wisi” u piersi przez parędziesiąt minut 😉 ), czas więc na recenzję jednego z nich, czyli „Walhalla: Wikingowie”.

Jest to swego rodzaju sequel „Wikingów” Michaela Hirsta, choć już z kompletnie innymi bohaterami i showrunnerem (dzięki Bogu), czyli Jebem Stuartem. W pewnym stopniu bazuje na oryginalnych pomysłach Hirsta (to nieszczęsne Kattegat, które jest osadą całkowicie fikcyjną), ale w całej historii zdecydowanie czuć rękę innego twórcy. „Walhalla” opowiada o wydarzeniach mających miejsce 100 lat po Ragnarze i jego synach, a jej głównymi bohaterami są Leif Eriksson i jego siostra Freydis – ten pierwszy to postać w 100% historyczna, znana z sag islandzkich („Saga o Grenlandczykach” i „Saga o Eryku Rudym”) jako odkrywca Ameryki, a konkretnie terenów dzisiejszej Kanady (prawdopodobnie Półwyspu Labrador). Na razie jednak nie jesteśmy świadkami słynnej wyprawy przez Atlantyk – pierwszy sezon serialu skupia się na wydarzeniach w Skandynawii i na Wyspach Brytyjskich. Pojawiają się również inne postacie historyczne, jak Kanut Wielki (wnuk naszego Mieszka I i Dobrawy, syn Świętosławy, ale akurat o tym w serialu nie ma mowy), Swen Widłobrody, Harald Sigurdsson (wzorowany na Haraldzie Hardrada, królu Norwegii) i Emma z Normandii. Praktycznie to samo mieliśmy w oryginalnych „Wikingach” – miejsce akcji (bo w sumie skoro już mamy konkretnie Leifa Erikssona, to czemu nie skupić się tylko na jego wyprawie do Ameryki?) oraz klasyczny schemat fabularny „od zera do bohatera”. Po obejrzeniu pierwszego sezonu mam jednak poczucie, że „Walhalla” będzie lepsza od dzieła Michaela Hirsta. Głównie z tego względu, że… bohaterowie zostali napisani lepiej. Ja wiem, że Hirstowi Ragnar, Bjorn i Lagertha stali się już wikińską „klasyką”, za którą niektórzy dadzą się pokroić, ale jednocześnie prawdą jest (co do tej pory wielokrotnie podkreślałam w recenzjach), że wraz z kolejnymi sezonami „Wikingowie” fabularnie coraz bardziej odpływali w oparach absurdu. Postacie zachowywały się na zasadzie „bo tak i już”, bez żadnej konkretnej logiki. Było to z czasem już tak męczące, że coraz bardziej traciłam cierpliwość do tego serialu i coraz mniejszą ochotę miałam na jego śledzenie. Leif z „Walhalli” być może wydaje się mniej ciekawym bohaterem, niż Ragnar, który „był cool” i sprawiał wrażenie, jakby wiecznie był na jakichś prochach (choć może to kwestia aktora Travisa Fimmela, bo widzę, że podobnie zachowuje się w „Wychowanych przez wilki”), ale przynajmniej jego działania mają sens i stoi za nimi jakaś motywacja. To człowiek spokojny, wycofany i cichy, jego charakter blednie w zestawieniu z bardziej zadziorną Freydis. Czy jednak „Władca Pierścieni” nie nauczył nas, że ci najbardziej niepozorni mają największą siłę 😉 ? Jak się zresztą z czasem okaże, Leif ma również swoją mroczną stronę charakteru, czego sygnały dostajemy przez cały sezon. Siłą „Walhalli” są również relacje między postaciami, zwłaszcza ta love-hate’owa między Freydis a Haraldem. Przyznam, że świetna jest scena pod sam koniec sezonu, gdy ranny Harald widzi Freydis wśród tłumu walczących i przez moment wydaje mu się, że ona jednak odejdzie i go tak zostawi. No po prostu serduszko wręcz się łamie 😉 . Natomiast za zdecydowaną słabość serialu uważam, niestety… wszelkie elementy, wątki i motywy odziedziczone po „Wikingach” Hirsta. Fikcyjne Kattegat jako jeden z najważniejszych portów Skandynawii jest tak samo absurdalne, jak było za czasów Ragnara. Podobnie wyobrażenia twórców obu produkcji na temat obrzędowości i kultury duchowej wikingów – nigdy nie zrozumiem tych wymyślonych przez Michaela Hirsta dziwactw, związanych ze zdeformowanym na twarzy wieszczem i lizaniem wnętrza jego dłoni w ramach chyba swoistego „Bóg zapłać”…*

*Tu zresztą „mała” nieścisłość fabularna „Walhalli”: Kattegat, jak wiemy z oryginalnych „Wikingów”, znajduje się w Norwegii. Tymczasem w nowym serialu Freydis podróżuje właśnie z Kattegat do Uppsali, która z kolei historycznie jest w… Szwecji. Musiała się zatem dziewczyna sporo napodróżować…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s