Nie taka znowu święta, czyli słów parę o filmie "Maria Skłodowska-Curie"

Niedawno w kinach pojawił się film opowiadający o słynnej noblistce i naszej rodaczce – Marii Skłodowskiej-Curie. Patrząc na eteryczną, świetnie ucharakteryzowaną (do złudzenia przypomina Skłodowską znaną nam ze zdjęć) Karolinę Gruszkę w roli głównej, spodziewać by się można produkcji ściśle biograficznej. Tak jednak nie jest, a raczej… cóż, może jest, ale tak jakby w połowie. Już wyjaśniam o co mi chodzi 😉
Zacznijmy od określenia tego filmu jako przesyconego francuskością. Nie oglądam co prawda za dużo kina francuskiego, aczkolwiek z reguły kojarzy mi się ono ze specyficznym, spokojnym i nieco flegmatycznym klimatem. Pod względem techniczno-fabularnym nie mam nic do zarzucenia „Marii Skłodowskiej-Curie”, aczkolwiek oglądając ten film wyraźnie czuć jego francuski charakter, wspomnianą przeze mnie wyżej atmosferę, mimo że oprócz Gruszki występuje w nim wielu innych, polskich aktorów. Dzieło Marie Noelle po prostu nie ma w sobie tego „czegoś”. Nie porywa, jest zdecydowanie za spokojne i melancholijne. Oczywiście piszę to przede wszystkim z punktu widzenia moich osobistych upodobań. Przypuszczam, że wielbicielom kina francuskiego „Maria Skłodowska-Curie” spodoba się bardzo 🙂 .
Jako, że z wykształcenia i zamiłowania jestem również warszawskim przewodnikiem miejskim, liczyłam na ukazanie między innymi dzieciństwa i okresu dorastania Marii. Tu się, niestety, jednak zawiodłam. Chociaż Skłodowska była silnie związana z Warszawą, w filmie ukazano tylko jej życie we Francji, a właściwie okres od jednego nobla do drugiego. Poznajemy więc bohaterkę w momencie narodzin jej drugiej córki. Maria jest już wówczas od paru lat żoną Pierre’a Curie, który niedługo po rozpoczęciu akcji filmu ginie w wypadku drogowym. Resztę fabuły można w zasadzie nieco brutalnie sprowadzić do przeżywania przez Skłodowską żałoby, jej działań na polu naukowym, a także (a może przede wszystkim) do romansu z przyjacielem i współpracownikiem, fizykiem Paulem Langevinem. I choć nie ma tu żadnych przekłamań, a słynną noblistkę rzeczywiście oskarżano o wywołanie obyczajowego skandalu (Langevin był żonaty i porzucił swoją rodzinę), silne wyeksponowanie tego wątku w filmie sprowadziło fabularnie dzieło Marie Noelle do nieco nudnej koncepcji, zatytułowanej „jeśli chcemy mówić ciekawie o sławnej osobie, wynajdźmy w jej życiorysie jakiś gorszący, oburzający moment”. Ludzie bowiem pragną skandalu, chleba, igrzysk i tak dalej – dajmy im więc to. To jest właśnie to, co określiłam mianem „pół-biograficzności” filmu o Marii Skłodowskiej-Curie. Romans z Langevinem trwał bowiem raptem rok i choć wprowadził nieco zamieszania do życia badaczki, na pewno go nie zdominował. Tymczasem w filmie jest to wątek wiodący, podkreślony dodatkowo na sam koniec poprzez podanie informacji, że rodziny Curie i Langevin złączyły się ponownie, gdy wnuczka Marii i wnuk Paula wzięli ślub.
Oczywiście taki zabieg ma swoje plusy. Jest nim na pewno wyeksponowanie kobiecości Skłodowskiej-Curie, która, na podstawie zdjęć, kojarzy się nam zazwyczaj z wizerunkiem dość skromnym i surowym. Trafny dobór aktorki o delikatnej urodzie, ukazanie jej od czasu do czasu nagiej (mimo że była to raptem jedna scena), rozczochranej, w samej bieliźnie lub w otoczeniu kwiatów – takie zabiegi sprawiają, że Maria wydaje nam się bardziej kobieca i wdzięczna, niż Jeanne (żona Paula Langevina), pomimo wyraźnej różnicy w stylu ubierania się obu pań. Chwała twórcom za to, że dzięki temu odbrązowili postać Skłodowskiej-Curie, gdyż (moim zdaniem) nie ma nic gorszego od filmu o sławnej, zasłużonej osobie, w którym jest ona pompatycznie przedstawiona jak pozbawiony ludzkich uczuć i słabości posąg.

Trochę w tle przewija się wątek pracy naukowej Marii, jej walki z seksistowsko i ksenofobicznie nastawionym środowiskiem francuskich intelektualistów. Gdzieś tam wyskoczy nam Daniel Olbrychski, wygłaszający (a tak naprawdę chyba zdubbingowany przez jakiegoś Francuza 😉 ) chamskie komentarze pod adresem koleżanki po fachu. Skłodowska z raz lub dwa spotka się z Einsteinem, z którym ponoć w rzeczywistości bardzo się przyjaźniła. Mało, o wiele za mało. Tak naprawdę walka podwójnej noblistki o uznanie i akceptację w zdominowanym przez mężczyzn, naukowym świecie zaczęła się już we wczesnej, warszawskiej młodości, gdy jako nastolatka zainteresowała się fizyką oraz chemią, a w końcu wstąpiła wraz z siostrami na Uniwersytet Latający. Sądzę, że taka prezentacja osiągnięć Skłodowskiej byłaby ciekawsza. Ograniczenie opowieści o jej życiu do etapu francuskiego i na dodatek do romansu z Langevinem daje bowiem poczucie, że widza pozbawiono istotnego elementu historii.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s